Załupa H na Zadnim Kościelcu
Załupa H na Zadnim Koścelcu była naszym niedzielnym celem. Wstaliśmy o 4 rano i dość leniwie zebraliśmy nasze tyłki. Standardowe śniadanie, poranna toaleta, pakowanko i out za drzwi Murowańca. Przyznam się szczerze że jakoś depresyjnie było w mojej głowie. Najchętniej uciekł bym wtedy z zimna i ciemności do rozgrzanego łóżka. No ale cóż…trzeba było iść. Podczas marszu, szukając skrótów poza szlakowych, dwukrotnie gubiliśmy siebie nawzajem.
Karb przywitał nas ciekawymi kolorami nieba oraz wzmagającym się wiatrem. Teraz pozostał nam już tylko trawers pod Załupę.
Po dotarciu na miejsce trzeba było zamienić się w hałasującą choinkę i do dzieła. Pierwszy wyciąg zrobiłem na żywca. No cóź, droga łatwa i za bardzo nie było wiadomo czy to już wspinanie czy nie, dlatego polazłem bez liny. Po dotarciu do stanu, zgodnie z decyzją Gosi zrzuciłem jej sznurek.
Gosia na pierwszym wyciągu.
“Wspinanie” było raczej mało wymagające. My zastaliśmy tam taki odrobinę trudniejszy żlebik, tak więc posuwaliśmy się w miarę sprawnie.
Końcówkowe wypłaszczenie.
Heheszki przy stanie.
Nie daleko przełęczy
Widok na Kościelec z przełęczy.
..może by się tak trochę opalić ;)
Niebawem miało okazać się iż od wspinu bardziej emocjonujące będzie zejście. W kilku miejscach dostrzegliśmy dość długie, wzdłużne pęknięcia pokrywy śnieżnej. Oj nie fajnie by było wtedy polecieć z lawiną. Na szczęście nic nie wyjechało, a my ostrożnie kierowaliśmy się w stronę trawersu na Karb.
…i takie tam przebłyski humoru w schronie, pomimo zmęczenia ;)